poniedziałek, 18 maja 2015

1st: Początek wojny

21 kwietnia 2010, Nowy Jork
Nowy Jork to zdecydowanie nie było jej miasto. Wszyscy gonili tu za marzeniami, których ona już nie miała. Denerwowało ją to. Zresztą, od roku żadne miasto nie było jej. Nigdzie nie potrafiła się odnaleźć. Przenosiła się z kąta w kąt, nie wiedząc, co zrobić z własnym życiem. Mogła wrócić do domu, ale nie chciała. Mogła znaleźć sobie jakąś nową pasję, ale nie chciała. Bała się, że zdradzi samą siebie. Dalej żyła wspomnieniami przeszłości, nie rozumiejąc jak w jednej chwili jej wyśnione życie, mogło lec w gruzach.
Westchnęła głęboko.
-Jesteś nieudacznikiem, Amy – westchnęła sama do siebie, upijając łyk kawy ze Starbucks’a.
Nie lubiła kawy, ale czy w tym momencie to było ważne? Była w Nowym Jorku, tu każdy biegał z kubkiem w jednej dłoni, a z telefonem w drugiej.
Opatuliła się mocniej szalikiem.
Jesień: zimno, ponuro i wietrznie.
To też jej się nie podobało. Nic się jej nie podobało. Na wszystko narzekała. Na pogodę, na nowego szefa, na ludzi wokół, na kawę i na siostrę, która przekonała ją, by zwolniła się wcześniej z pracy i przyszła do Roseland Ballroom. Nie miała pojęcia dlaczego się zgodziła. Nie miała ochoty tu przychodzić.
Przecisnęła się przez tłum, czekających już ludzi. Nie rozumiała ich fascynacji tą muzyką, ani żadną inną. Dla niej nie miała ona głębszego znaczenia. Nie umiała odnaleźć w niej tego, czego doszukiwały się przecież całe pokolenia ludzi.
Żwawym krokiem przecisnęła się przez bramki i zanim w ogóle ochroniarz zdążył zareagować, była już w budynku.
-Jednak przyszłaś – wysoka, szczupła blondynka, czekała na nią przy wejściu.
-Ciebie też miło widzieć – westchnęła ciężko.
-A tobie kto pozwolił tu wejść – spóźniony ochroniarz, szarpnął ją za ramię.
Nie spodziewała się tego.  Mężczyzna wytrącił jej kubek z ręki, a cała jego zawartość wylądowała na nim.
-Nic się nie stało – stwierdziła oschle – i tak była niedobra – posłała mu wymuszony uśmiech, po czym bez słowa ruszyła przed siebie.
-Ona jest ze mną! – zawołała od razu Lily, kiedy zupełnie wybity z równowagi ochroniarz ruszył za nią, marząc o tym, by ją rozszarpać.
Przystanął w miejscu. Zaczął wycierać mokry podkoszulek, jeszcze długo rzucając obelgi pod jej adresem.
Amy kompletnie nie wiedziała dokąd idzie, ale zupełnie ją to nie obchodziło. Nie obchodziło, albo nie chciała, by ktoś pomyślał, że było inaczej.
-Zmieniłaś się – usłyszała za plecami.
Wzruszyła ramionami nie zwalniając tempa.
Niemal truchtająca za nią Lily, nie była zadowolona z tego, co widziała i nie chodziło tu wcale o wygląd zewnętrzny siostry. Jak zawsze świetnie układające, wylewające się falami spod czapki brązowe włosy. Czarne dopasowane do długich, szczupłych nóg spodnie. Luźny, postrzępiony biały t-shirt, czarna romaneska i szalik. Zawsze lubiła jej styl, chociaż ta nigdy nie przykładała uwagi do tego, co zakładała.
Problem tkwił głębiej. Kobieta przed nią, nie była tą samą osobą, którą znała. Opryskliwa, wiecznie z czegoś niezadowolona. Przybrała maskę silnej, niezależnej kobiety, z duma kroczącą przez życie. Lily wiedziała, że to nieprawda, ale zupełnie nie wiedziała, co zrobić, by jej prawdziwa siostra wróciła. By znów była uśmiechającą się, pełną życia Amy, która zarażała ludzi swoim optymizmem. Amy, która bała się wielu rzeczy, ale którym zawsze próbowała sprostać czoła.
Teraz widziała w niej zaledwie cień osoby, którą była kiedyś.
-Wszystko się zmienia – rzuciła, zatrzymując się nagle.
Na horyzoncie pojawiła się dwójka ludzi. Kobieta, stojąca z naręczem papierów i mężczyzna, który coś jej tłumacząc, cały czas kreślił palcem po jednej z kartek.
-Nie, Emmo, powiedź im, że się nie zgadzamy na te warunki – powiedział niezadowolony.
-Zaraz wyślę im odpowiedź – westchnęła wyraźnie zmęczona i uciekła zanim muzyk, zacząłby tłumaczyć jej wszystko od początku.
Leto spojrzał w ślad, gdzie zniknęła jego asystentka, po czym wzdychając głęboko, rozejrzał się dookoła.
Zażenowanie i znudzenie zniknęło z jego twarzy od razu, kiedy tylko dostrzegł kto przyszedł. Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, mrużąc niemal niezauważalnie oczy. Miał nadzieję, że przyjdzie.
-Kogo my tu mamy? – mierzył ją spojrzeniem od stóp do głów.
Jak zwykle wyglądała świetnie, a jej zadziorna mina tylko dopełniała dzieła. Lubił ją taką. Piękna, ale niedostępna. Kiedyś bardzo chciał ją mieć. Za każdym razem, kiedy dostawał w twarz, chciał tego jeszcze bardziej. Ostatnio dał sobie z tym spokój. Nigdy nikomu się do tego nie przyznał, ani nie przyzna, ale po cichu liczył, że w końcu weźmie się w garść. Uwielbiał jej dogryzać, droczyć się z nią, ale po pewnym czasie nawet taki dupek jak on, pragnął, by w końcu znowu zaczęła cieszyć się życiem.
-Miałam nadzieję, że minie trochę czasu, zanim będę musiała cię dzisiaj oglądać – przewróciła oczami.
-Też tęskniłem, Amy – uśmiechnął się wesoło, widząc jej niezadowoloną minę.

12.09.2009, Los Angeles
Stała przy barze, powoli sącząc drinka. Bez entuzjazmu, obserwowała tańczące przed nią pary. Nie podobało jej się, że musi być w tym miejscu. Wolałabym zaszyć się w swoim mieszkaniu i nie pokazywać ludziom. Czuła się tu nieswojo. Zawsze uwielbiała wesela, aż do pewnego czasu. Stała zagubiona, a jej jedyną rozrywką był alkohol.
-Tu jesteś! – nagle znikąd, obok niej pojawiła się piękna blondynka – musisz w końcu poznać Shannona! – zawołała z entuzjazmem ciągnąc za rękę jakiegoś bruneta.
Lily miała 26 lat. Miała wszystko: urodę, karierę i pieniądze, ale dopiero teraz jej oczy naprawdę były pełne szczęścia. W końcu była zakochana. Amy cieszyła się z tego, choć w obecnym stanie, nie bardzo umiała to okazać. Spojrzała na bruneta stojącego obok siostry, wymuszając uśmiech. Przeciętnej urody, nieco niższy od modelki. Nie jej typ, ale od kilku tygodniu Lily nie mówiła o nikim innym. Amy postanowiła dać mu szansę i nie skreślać go na starcie.
-Shannon Leto – mężczyzna wyciągnął dłoń w stronę Polki, którą ta uścisnęła.
-Amy Wójcik – przedstawiła się, siląc się na uśmiech.
Starała się.
-Lily dużo mi o tobie opowiadała – zaczął niepewnie, widząc brak entuzjazmu u dziewczyny.
Lily ostrzegała go przed tym. Był na to przygotowany, jednak mimo wszystko miał nadzieję, że zdoła wypaść na tyle dobrze, by przeżyć miłą niespodziankę.
Nic z tego.
-Nie wątpię – mruknęła cicho – też o tobie dużo słyszałam – zreflektowała się, mówiąc nieco głośniej. Naprawdę się starała.
-O, a to mój brat! – wskazał na kogoś z tyłu.
Odwróciła się, napotykając wzrokiem na idącego w ich kierunku mężczyznę. Z szelmowskim uśmiechem na twarzy już z daleka machał do nich ręką. Amy musiała przyznać, że ten zrobił na niej większe wrażenie. Nieco wyższy od brata, szczuplejszy, w idealnie skrojonym garniturze. Ciemne, włosy postawione na żel i lekki zarost. Przystojny, choć nadal nie jej typ. Zdecydowanie wolała wysokich blondynów o ciemnych oczach. Zupełne przeciwieństwo.
-Amy, prawda? – zwrócił się od razu do szatynki, która nieco obojętnie skinęła głową – jestem Jared – przywitał się.
-Miło poznać – odpowiedziała grzecznie, nadal nie przejawiając wielkiego entuzjazmu.
Postała chwilę z nimi. Widząc wymowny wzrok siostry, próbowała trochę zmienić swoje nastawienie. Było to ciężkie. Kiedy tylko dopiła swojego drinka, uciekła do łazienki. Po powrocie zajęła bezpieczne miejsce, skąd mogła obserwować wszystkich. Zrobiło się już ciemno, a temperatura spadła do optymalnego poziomu. Wcześniej było zdecydowanie za gorąco.
Siedząc na ławce między krzewami przyglądała się tańczącym parą. Lily z Shannonem gdzieś zniknęli, więc jedyną znajomą twarzą na parkiecie była smukła blondynka, która towarzyszyła wcześniej Jaredowi. Teraz widocznie znalazła sobie nowego partnera, z którym bardzo czule obściskiwała się podczas tańca.
-Dlaczego wy kobiety jesteście takie bez serca? – usłyszała, gdzieś z boku.
Lekko zdezorientowana rozejrzała się dookoła. Nim zdążyła dostrzec kim jest jej rozmówca, ten już siedział obok, wzdychając ciężko.
-Powiedział facet, który pewnie, co noc ma inną – wróciła spojrzeniem na taras.
Lily i Shannon wrócili. Mężczyzna objął delikatnie swoją partnerkę i razem z ogromnymi uśmiechami na ustach, zaczęli kołysać się w rytm muzyki.
-Nie raz myślałem o ustatkowaniu się, ale wy skutecznie wybijacie mi to z głowy – westchnął.
Nie odpowiedziała mu nic. Nie miała ochoty wchodzić z nim w dyskusję dotyczącą tego, kto częściej rani i zdradza. Kwestia sporna, a ją właściwie niewiele obchodziło jego zdanie na ten temat. Jrweśli chciał się tłumaczyć z tego, że traktuje kobiety przedmiotowo, bo to one krzywdziły go piesze, to Amy na pewno nie była odpowiednią osobą do tego.
-Dlaczego nie tańczysz? – znowu wybił ją z zamyślenia.
Muzyk zaczynał powoli już ją denerwować. Marzyła, żeby w końcu sobie poszedł i dał jej spokój. Nie chciała rozmawiać ani z nim, ani z nikim innym. W głowie odliczała już minuty, kiedy nareszcie będzie mogła stąd uciec. Obiecała Lily, że wytrzyma do jedenastej. Właściwie, nie wiedziała po co tu w ogóle przyszła. Fakt, panna młoda była blisko przyjaciółką Lily, ale z Amy widziała się zaledwie kilka razy. Szatynka przeczuwała, że to sprawka jej starszej siostry. Od miesiąca nie dawała jej spokoju, mówiąc, że powinna w końcu wyjść do ludzi. Dzisiaj uległa, ale i tak nie planowała spędzić tu nawet minuty dłużej, niż obiecała modelce.
Prychnęła cicho.
-Lily ci nie mówiła? – w końcu na niego spojrzała.
Przez chwilę Jared miał wrażenie, że lepiej gdyby zamilkł i sobie poszedł. Widział nieme wyzwanie w jej oczach. Mieszało się ono z bólem, który próbowała tak skrzętnie ukryć pod maską obojętności. Zaintrygowało go to. W zasadzie ona cała intrygowała go od samego początku. Najpierw mglisty, niewyraźny obraz, oparty na opowieściach jej siostry. Potem kilka zdjęć w gazetach i internecie, a teraz w końcu miał ją przed sobą. Młodą, śliczną, niebieskooką dziewczynę, która miała minę jakby chciała zamordować wszystkich dookoła.
-25 lat. I tak już niedługo musiałabyś kończyć karierę, a…  – zaczął tak, źle, jak tylko było to możliwe.
Jej oczy zmieniły kolor z niebieskiego na granatowy. Leto mógłby przysiądź, że nagle wokół zrobiło się duszno. Nigdy wcześniej nikt nie obdarzył go spojrzeniem tak pełnym nienawiści.
-38, to tak właściwie, jakbyś już stał nad trumną – wysyczała, zrywając się z miejsca.

Wypiła czwartego z rzędu drinka, prosząc o kolejnego. Miała to gdzieś, że jeszcze chwila, a ktoś będzie musiał ją stamtąd wynieść. Nadal była tak wzburzona, że nie potrafiła zebrać myśli. Leto zaszedł jej za skórę, jak nikt inny.
-Co on sobie w ogóle myślał? – warknęła.
Wlała w siebie kolejną zawartość szklanki i z hukiem odstawiła ją na blat.
Po drugiej stronie tarasu był drugi bar. Siedział tam niemniej zdenerwowany od Amy szatyn, robiąc dokładnie to samo, co ona: upijał się.
Chciał się w końcu ustatkować: Nicole go wyrolowała. Chciał pocieszyć Amy: powiedziała mu, że jest stary.
Żaden temat nie był dla niego tak drażliwy jak właśnie wiek. Czuł się młodo, jednak magiczna granica była coraz bliżej. Bał się jej. Miał jeszcze tyle do zrobienia. W grudniu wydawali nowy album, który kosztował go tak wiele wysiłku. Czekała ich nowa trasa. Wywiady, fani, koncerty, a ona mu mówi, że stoi już nad grobem!
Podniósł kieliszek do ust i wypił całą jego zawartość, krzywiąc się lekko.
Zamówił kolejną kolejkę.
Fakt, użył źle dobranych słów, ale nie chciał jej urazić. W zasadzie, sam do końca nie wiedział, co jej próbował powiedzieć. Koniecznie chciał wyrzucić z siebie cokolwiek, więc wyszło jak wyszło. Bardziej chodziło mu o to, że i tak wiele osiągnęła w swojej karierze. Właściwie jej nazwisko obiło mu się o uszy, zanim nawet Shannon poznał go z Lily. Dopiero później zaczął się przyglądać jej poczynaniom i mimo, że sport, go nie interesował, musiał przyznać, że miała talent. Zbyt długo nie mógł go podziwiać, bo nagle wszystko się skończyło. Kontuzja, operacja, ciężka rehabilitacja, a później wyrok. Koniec kariery. Było mu jej trochę żal, ale on właśnie minął. Miał ochotę ją udusić. Z każdym kolejnym kieliszkiem drwił z niej w myślach coraz bardziej. Miał ją za słabą. Nie umiała żyć dalej. Szydził z niej, ale głównie dlatego, że za dużo wypił. Po paru dniach miał zrozumieć, że sam nie potrafiłby się odnaleźć, gdyby zabrano mu marzenia. Ale ta myśl miała go nawiedzić dopiero za jeden, długi tydzień.
Podniósł się nagle z miejsca i chwiejnym krokiem ruszył przez parkiet. Co chwilę potrącały go jakieś tańczące pary, ale nie zwracał na to uwagi. Jakaś niewidzialna siła pchała go w przód. Przynajmniej trzy razy powinien zaliczyć upadek, ale nic z tego. Szedł dalej. Na początku bez celu, on pojawił się dopiero z czasem.
Dostrzegł ją siedzącą przy barze niemal identycznym jak ten, od którego właśnie odszedł. Zamroczenie, z którym próbował wcześniej walczyć, teraz samo ustąpiło miejsca czystej chęci zemsty.
-Nie jestem stary!- szarpnął ją za ramie tak mocno, że aż przekręciła się na stołku.
Syknęła z bólu, mierząc go wrogim, przepitym spojrzeniem. Oboje byli w kiepskim stanie, ale też oboje byli tak samo zawzięci.
Leto wyszczerzył zęby w zadowoleniu, ale ten uśmiech zniknął w ułamku sekundy. Wielkie, niebieskie oczy patrzyły na niego z żalem. Chwilę temu był z siebie dumny, teraz coś było nie tak. Już nie był na nią zły. Przynajmniej nie przez te 20 sekund, które minęły od momenty, kiedy wpił się w jej usta, a dostał od niej w twarz.

21.04.2010, Nowy Jork
Mimo, że wtedy był kompletnie zalany, doskonale pamiętał to zdarzenie. Właściwie to pamiętał każdy policzek, który od niej dostał. Co więcej, żadnego z nich nie żałował z dwóch prostych powodów. Po pierwsze: podobał mu się smak jej ust. Po drugie: uwielbiam jej gniewne spojrzenie, którym go zabijała, kiedy jeszcze lekko skołowany, patrzył na nią z uśmiechem, masując się po piekącym policzku. Doprowadzanie ją do szału było jego ulubionym zajęciem. Na palcach jeden ręki mógł policzyć sytuacje, kiedy rozmawiali ze sobą jak ludzie, bez docinek.
-Chyba dawno nie przeglądałeś się w lusterku – stwierdziła, patrząc z politowaniem na jego włosy – czyżbyś przegrał jakiś zakład? – spytała niewinnie.
-Przynajmniej jestem honorowy – zmrużył powieki.
-Cieszę się, panie Leto – uśmiechnęła się delikatnie, marszcząc nosek.
Na pierwszy rzut oka, ktoś mógłby stwierdzić, że wyglądała słodko i niewinnie. On jednak widział te wredne chochliki czające się w jej oczach.
-Mam nadzieję, że następnym razem zastanowisz się dwa razy, zanim wejdziesz mi w dorgę – posłała mu wredny uśmieszek i  wyminęła, kiedy ten bez słowa jej się przyglądał.
-Jeszcze zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni – szepnął pod nosem.
Uśmiechał się do siebie patrząc w ślad, gdzie zniknęła Polka, a mająca już dość tego wszystkiego Lily, zrezygnowana ruszyła za siostrą.
__________________________________________________
Obiecałam, przerobię swojego starego bloga, bo wiele z Was, chciało wiedzieć, jak się skończyłam historia Amy i Jareda. Zanim zaczęłam pisać, byłam przekonana, że nie będzie to trudne. Teraz przyznaję: jest to bardzo trudne. Pisząc swojego pierwszego bloga moim największym zmartwieniem był egzamin gimnazjalny... Teraz jest sesja. Wszyscy się zmieniliśmy. Nie potrafię napisać tej historii z takimi samymi wątkami, jak wtedy. One były zabawne, ale dość dziwaczne. Niektóre może wykorzystam, niektóre raczej pójdą w zapomnienie. Jednak obiecuję Wam, że skończy się tak, jak to było zaplanowane w pierwszej wersji ;)
Ulepszyłam trochę pierwowzory postaci. Te mają cięższe charakterki xD mimo to, mam wrażenie, że trochę cofnęłam się w czasie, a to chyba dobry znak :) 
Mam nadzieję, że się spodoba :) Kto nie czytał pierwszej wersji, niech się nie martwi, ominęła go tylko masa dialogów, bez większego ładu i składu :D
Pozdrawiam i w miarę możliwości prosiłabym o zostawienie jakiegoś śladu, bo nie wiem, czy kontynuowanie tego ma sens ;) xox





14 komentarzy:

  1. Czytałam poprzednią wersję i to w sumie całkiem niedawno i widzę spore zmiany :)
    Mam jednak nadzieję, że pewne akcje pozostaną bo były naprawdę świetne.
    Już po pierwszym rozdziale widać, że bohaterka się zmieniła. Wcześniej wydawała mi się bardziej otwarta, ale też ciężko cokolwiek powiedzieć po jednym rozdziale. Tak więc czekam niecierpliwie na kolejne. I mam wielką nadzieję, że również na drugim blogu będą się pojawiać bo uwielbiam Arrow.
    Miłego pisania życzę :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na startym blogu nie było zbyt głębokich wątków. Tutaj chcę wprowadzić to, jak z czasem Amy będzie zmieniała nastawienie do życia. Myślę że z chęcią powrócę do niektórych akcji :D w głowie mam to juz tak ułożone, że wszystko pasuje mi do końcówki opowiadania, którą obiecałam, że napiszę taką samą, jaką planowałam na starym blogu :D tak właściwie to Amy już na tamtym blogu miała byc taka jak teraz tylko że wtedy nie umiałam zbyt dobrze prowadzic postaci. Nie byłam konsekwentna i charakter Amy się trochę rozmył:c zobaczymy jak wyjdzie teraz :D
      W ogóle, to z chęcią chciałabym wiedzieć, które akcje chcielibyście jeszcze raz :D pozdrawiam xoxox

      Usuń
  2. Hej, podoba mi się ten rozdział, ale chciałabym jeszcze przeczytać poprzednią wersje. Gdzie mogę ją znaleźć? Kontynuuj, proszę :D
    Z poważaniem,
    J.B

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W linkach na blogu o Arrow. "Staroc" xD wytrwałości bo to było naprawdę dawno i ten styl <<<<<<
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Dodałam ci komentarz na "Starociu". Rozdział 8 :D
      Z poważaniem,
      J.B

      Usuń
  3. Hej, nie czytałam starego - ale to tu - jest na co czekać ;-)
    Pozdrawiam
    K.B.

    OdpowiedzUsuń
  4. stare opowiadanie z onetu? jeju, pamiętam tamte czasy, to było takie... ekscytujące i nowe. niby niedawno, ale dla mnie to jak kawał czasu. wszystkie się zmieniłyśmy. :) widzę, że nie tylko ja chciała dokończyć swoje stare opowiadanie. nie wiem czy mnie kojarzysz - Aww. ale ja kiedyś czytałam coś Twojego.

    pozdrawiam, xo

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, sesja ;__; myślę, że niedługo coś się pojawi. Chciałabym żeby tak sie stało do końca przyszłego tygodnia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć. Założyłam bloga na innym koncie. Zapraszam:
    http://brigthlights.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń