21 kwietnia
2010, Nowy Jork
Nowy Jork to
zdecydowanie nie było jej miasto. Wszyscy gonili tu za marzeniami, których ona
już nie miała. Denerwowało ją to. Zresztą, od roku żadne miasto nie było jej.
Nigdzie nie potrafiła się odnaleźć. Przenosiła się z kąta w kąt, nie wiedząc,
co zrobić z własnym życiem. Mogła wrócić do domu, ale nie chciała. Mogła
znaleźć sobie jakąś nową pasję, ale nie chciała. Bała się, że zdradzi samą
siebie. Dalej żyła wspomnieniami przeszłości, nie rozumiejąc jak w jednej
chwili jej wyśnione życie, mogło lec w gruzach.
Westchnęła
głęboko.
-Jesteś
nieudacznikiem, Amy – westchnęła sama do siebie, upijając łyk kawy ze Starbucks’a.
Nie lubiła
kawy, ale czy w tym momencie to było ważne? Była w Nowym Jorku, tu każdy biegał
z kubkiem w jednej dłoni, a z telefonem w drugiej.
Opatuliła się
mocniej szalikiem.
Jesień: zimno,
ponuro i wietrznie.
To też jej się
nie podobało. Nic się jej nie podobało. Na wszystko narzekała. Na pogodę, na
nowego szefa, na ludzi wokół, na kawę i na siostrę, która przekonała ją, by
zwolniła się wcześniej z pracy i przyszła do Roseland Ballroom. Nie miała
pojęcia dlaczego się zgodziła. Nie miała ochoty tu przychodzić.
Przecisnęła
się przez tłum, czekających już ludzi. Nie rozumiała ich fascynacji tą muzyką,
ani żadną inną. Dla niej nie miała ona głębszego znaczenia. Nie umiała odnaleźć
w niej tego, czego doszukiwały się przecież całe pokolenia ludzi.
Żwawym krokiem
przecisnęła się przez bramki i zanim w ogóle ochroniarz zdążył zareagować, była
już w budynku.
-Jednak
przyszłaś – wysoka, szczupła blondynka, czekała na nią przy wejściu.
-Ciebie też
miło widzieć – westchnęła ciężko.
-A tobie kto
pozwolił tu wejść – spóźniony ochroniarz, szarpnął ją za ramię.
Nie
spodziewała się tego. Mężczyzna wytrącił
jej kubek z ręki, a cała jego zawartość wylądowała na nim.
-Nic się nie
stało – stwierdziła oschle – i tak była niedobra – posłała mu wymuszony
uśmiech, po czym bez słowa ruszyła przed siebie.
-Ona jest ze
mną! – zawołała od razu Lily, kiedy zupełnie wybity z równowagi ochroniarz
ruszył za nią, marząc o tym, by ją rozszarpać.
Przystanął w
miejscu. Zaczął wycierać mokry podkoszulek, jeszcze długo rzucając obelgi pod
jej adresem.
Amy kompletnie
nie wiedziała dokąd idzie, ale zupełnie ją to nie obchodziło. Nie obchodziło,
albo nie chciała, by ktoś pomyślał, że było inaczej.
-Zmieniłaś się
– usłyszała za plecami.
Wzruszyła
ramionami nie zwalniając tempa.
Niemal
truchtająca za nią Lily, nie była zadowolona z tego, co widziała i nie chodziło
tu wcale o wygląd zewnętrzny siostry. Jak zawsze świetnie układające,
wylewające się falami spod czapki brązowe włosy. Czarne dopasowane do długich,
szczupłych nóg spodnie. Luźny, postrzępiony biały t-shirt, czarna romaneska i
szalik. Zawsze lubiła jej styl, chociaż ta nigdy nie przykładała uwagi do tego,
co zakładała.
Problem tkwił
głębiej. Kobieta przed nią, nie była tą samą osobą, którą znała. Opryskliwa,
wiecznie z czegoś niezadowolona. Przybrała maskę silnej, niezależnej kobiety, z
duma kroczącą przez życie. Lily wiedziała, że to nieprawda, ale zupełnie nie
wiedziała, co zrobić, by jej prawdziwa siostra wróciła. By znów była
uśmiechającą się, pełną życia Amy, która zarażała ludzi swoim optymizmem. Amy,
która bała się wielu rzeczy, ale którym zawsze próbowała sprostać czoła.
Teraz widziała
w niej zaledwie cień osoby, którą była kiedyś.
-Wszystko się
zmienia – rzuciła, zatrzymując się nagle.
Na horyzoncie
pojawiła się dwójka ludzi. Kobieta, stojąca z naręczem papierów i mężczyzna,
który coś jej tłumacząc, cały czas kreślił palcem po jednej z kartek.
-Nie, Emmo,
powiedź im, że się nie zgadzamy na te warunki – powiedział niezadowolony.
-Zaraz wyślę
im odpowiedź – westchnęła wyraźnie zmęczona i uciekła zanim muzyk, zacząłby
tłumaczyć jej wszystko od początku.
Leto spojrzał
w ślad, gdzie zniknęła jego asystentka, po czym wzdychając głęboko, rozejrzał
się dookoła.
Zażenowanie i
znudzenie zniknęło z jego twarzy od razu, kiedy tylko dostrzegł kto przyszedł.
Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, mrużąc niemal niezauważalnie oczy. Miał
nadzieję, że przyjdzie.
-Kogo my tu
mamy? – mierzył ją spojrzeniem od stóp do głów.
Jak zwykle
wyglądała świetnie, a jej zadziorna mina tylko dopełniała dzieła. Lubił ją
taką. Piękna, ale niedostępna. Kiedyś bardzo chciał ją mieć. Za każdym razem,
kiedy dostawał w twarz, chciał tego jeszcze bardziej. Ostatnio dał sobie z tym
spokój. Nigdy nikomu się do tego nie przyznał, ani nie przyzna, ale po cichu
liczył, że w końcu weźmie się w garść. Uwielbiał jej dogryzać, droczyć się z
nią, ale po pewnym czasie nawet taki dupek jak on, pragnął, by w końcu znowu
zaczęła cieszyć się życiem.
-Miałam
nadzieję, że minie trochę czasu, zanim będę musiała cię dzisiaj oglądać –
przewróciła oczami.
-Też
tęskniłem, Amy – uśmiechnął się wesoło, widząc jej niezadowoloną minę.
12.09.2009, Los Angeles
Stała przy
barze, powoli sącząc drinka. Bez entuzjazmu, obserwowała tańczące przed nią
pary. Nie podobało jej się, że musi być w tym miejscu. Wolałabym zaszyć się w
swoim mieszkaniu i nie pokazywać ludziom. Czuła się tu nieswojo. Zawsze
uwielbiała wesela, aż do pewnego czasu. Stała zagubiona, a jej jedyną rozrywką
był alkohol.
-Tu jesteś! –
nagle znikąd, obok niej pojawiła się piękna blondynka – musisz w końcu poznać
Shannona! – zawołała z entuzjazmem ciągnąc za rękę jakiegoś bruneta.
Lily miała 26
lat. Miała wszystko: urodę, karierę i pieniądze, ale dopiero teraz jej oczy
naprawdę były pełne szczęścia. W końcu była zakochana. Amy cieszyła się z tego,
choć w obecnym stanie, nie bardzo umiała to okazać. Spojrzała na bruneta
stojącego obok siostry, wymuszając uśmiech. Przeciętnej urody, nieco niższy od
modelki. Nie jej typ, ale od kilku tygodniu Lily nie mówiła o nikim innym. Amy
postanowiła dać mu szansę i nie skreślać go na starcie.
-Shannon Leto
– mężczyzna wyciągnął dłoń w stronę Polki, którą ta uścisnęła.
-Amy Wójcik –
przedstawiła się, siląc się na uśmiech.
Starała się.
-Lily dużo mi
o tobie opowiadała – zaczął niepewnie, widząc brak entuzjazmu u dziewczyny.
Lily
ostrzegała go przed tym. Był na to przygotowany, jednak mimo wszystko miał
nadzieję, że zdoła wypaść na tyle dobrze, by przeżyć miłą niespodziankę.
Nic z tego.
-Nie wątpię –
mruknęła cicho – też o tobie dużo słyszałam – zreflektowała się, mówiąc nieco
głośniej. Naprawdę się starała.
-O, a to mój
brat! – wskazał na kogoś z tyłu.
Odwróciła się,
napotykając wzrokiem na idącego w ich kierunku mężczyznę. Z szelmowskim uśmiechem
na twarzy już z daleka machał do nich ręką. Amy musiała przyznać, że ten zrobił
na niej większe wrażenie. Nieco wyższy od brata, szczuplejszy, w idealnie
skrojonym garniturze. Ciemne, włosy postawione na żel i lekki zarost.
Przystojny, choć nadal nie jej typ. Zdecydowanie wolała wysokich blondynów o
ciemnych oczach. Zupełne przeciwieństwo.
-Amy, prawda?
– zwrócił się od razu do szatynki, która nieco obojętnie skinęła głową – jestem
Jared – przywitał się.
-Miło poznać –
odpowiedziała grzecznie, nadal nie przejawiając wielkiego entuzjazmu.
Postała chwilę
z nimi. Widząc wymowny wzrok siostry, próbowała trochę zmienić swoje
nastawienie. Było to ciężkie. Kiedy tylko dopiła swojego drinka, uciekła do
łazienki. Po powrocie zajęła bezpieczne miejsce, skąd mogła obserwować
wszystkich. Zrobiło się już ciemno, a temperatura spadła do optymalnego
poziomu. Wcześniej było zdecydowanie za gorąco.
Siedząc na
ławce między krzewami przyglądała się tańczącym parą. Lily z Shannonem gdzieś
zniknęli, więc jedyną znajomą twarzą na parkiecie była smukła blondynka, która
towarzyszyła wcześniej Jaredowi. Teraz widocznie znalazła sobie nowego
partnera, z którym bardzo czule obściskiwała się podczas tańca.
-Dlaczego wy
kobiety jesteście takie bez serca? – usłyszała, gdzieś z boku.
Lekko
zdezorientowana rozejrzała się dookoła. Nim zdążyła dostrzec kim jest jej
rozmówca, ten już siedział obok, wzdychając ciężko.
-Powiedział
facet, który pewnie, co noc ma inną – wróciła spojrzeniem na taras.
Lily i Shannon
wrócili. Mężczyzna objął delikatnie swoją partnerkę i razem z ogromnymi
uśmiechami na ustach, zaczęli kołysać się w rytm muzyki.
-Nie raz
myślałem o ustatkowaniu się, ale wy skutecznie wybijacie mi to z głowy –
westchnął.
Nie
odpowiedziała mu nic. Nie miała ochoty wchodzić z nim w dyskusję dotyczącą
tego, kto częściej rani i zdradza. Kwestia sporna, a ją właściwie niewiele
obchodziło jego zdanie na ten temat. Jrweśli chciał się tłumaczyć z tego, że
traktuje kobiety przedmiotowo, bo to one krzywdziły go piesze, to Amy na
pewno nie była odpowiednią osobą do tego.
-Dlaczego nie
tańczysz? – znowu wybił ją z zamyślenia.
Muzyk zaczynał
powoli już ją denerwować. Marzyła, żeby w końcu sobie poszedł i dał jej spokój.
Nie chciała rozmawiać ani z nim, ani z nikim innym. W głowie odliczała już
minuty, kiedy nareszcie będzie mogła stąd uciec. Obiecała Lily, że wytrzyma do
jedenastej. Właściwie, nie wiedziała po co tu w ogóle przyszła. Fakt, panna
młoda była blisko przyjaciółką Lily, ale z Amy widziała się zaledwie kilka
razy. Szatynka przeczuwała, że to sprawka jej starszej siostry. Od miesiąca nie
dawała jej spokoju, mówiąc, że powinna w końcu wyjść do ludzi. Dzisiaj uległa,
ale i tak nie planowała spędzić tu nawet minuty dłużej, niż obiecała modelce.
Prychnęła
cicho.
-Lily ci nie
mówiła? – w końcu na niego spojrzała.
Przez chwilę
Jared miał wrażenie, że lepiej gdyby zamilkł i sobie poszedł. Widział nieme
wyzwanie w jej oczach. Mieszało się ono z bólem, który próbowała tak skrzętnie
ukryć pod maską obojętności. Zaintrygowało go to. W zasadzie ona cała
intrygowała go od samego początku. Najpierw mglisty, niewyraźny obraz, oparty na
opowieściach jej siostry. Potem kilka zdjęć w gazetach i internecie, a teraz w
końcu miał ją przed sobą. Młodą, śliczną, niebieskooką dziewczynę, która miała
minę jakby chciała zamordować wszystkich dookoła.
-25 lat. I tak
już niedługo musiałabyś kończyć karierę, a… – zaczął tak, źle, jak tylko było to możliwe.
Jej oczy
zmieniły kolor z niebieskiego na granatowy. Leto mógłby przysiądź, że nagle
wokół zrobiło się duszno. Nigdy wcześniej nikt nie obdarzył go spojrzeniem tak
pełnym nienawiści.
-38, to tak właściwie,
jakbyś już stał nad trumną – wysyczała, zrywając się z miejsca.
Wypiła
czwartego z rzędu drinka, prosząc o kolejnego. Miała to gdzieś, że jeszcze
chwila, a ktoś będzie musiał ją stamtąd wynieść. Nadal była tak wzburzona, że
nie potrafiła zebrać myśli. Leto zaszedł jej za skórę, jak nikt inny.
-Co on sobie w
ogóle myślał? – warknęła.
Wlała w siebie
kolejną zawartość szklanki i z hukiem odstawiła ją na blat.
Po drugiej
stronie tarasu był drugi bar. Siedział tam niemniej zdenerwowany od Amy szatyn,
robiąc dokładnie to samo, co ona: upijał się.
Chciał się w
końcu ustatkować: Nicole go wyrolowała. Chciał pocieszyć Amy: powiedziała mu,
że jest stary.
Żaden temat
nie był dla niego tak drażliwy jak właśnie wiek. Czuł się młodo, jednak
magiczna granica była coraz bliżej. Bał się jej. Miał jeszcze tyle do
zrobienia. W grudniu wydawali nowy album, który kosztował go tak wiele wysiłku.
Czekała ich nowa trasa. Wywiady, fani, koncerty, a ona mu mówi, że stoi już nad
grobem!
Podniósł
kieliszek do ust i wypił całą jego zawartość, krzywiąc się lekko.
Zamówił
kolejną kolejkę.
Fakt, użył źle
dobranych słów, ale nie chciał jej urazić. W zasadzie, sam do końca nie
wiedział, co jej próbował powiedzieć. Koniecznie chciał wyrzucić z siebie
cokolwiek, więc wyszło jak wyszło. Bardziej chodziło mu o to, że i tak wiele
osiągnęła w swojej karierze. Właściwie jej nazwisko obiło mu się o uszy, zanim
nawet Shannon poznał go z Lily. Dopiero później zaczął się przyglądać jej
poczynaniom i mimo, że sport, go nie interesował, musiał przyznać, że miała
talent. Zbyt długo nie mógł go podziwiać, bo nagle wszystko się skończyło.
Kontuzja, operacja, ciężka rehabilitacja, a później wyrok. Koniec kariery. Było
mu jej trochę żal, ale on właśnie minął. Miał ochotę ją udusić. Z każdym
kolejnym kieliszkiem drwił z niej w myślach coraz bardziej. Miał ją za słabą.
Nie umiała żyć dalej. Szydził z niej, ale głównie dlatego, że za dużo wypił. Po
paru dniach miał zrozumieć, że sam nie potrafiłby się odnaleźć, gdyby zabrano
mu marzenia. Ale ta myśl miała go nawiedzić dopiero za jeden, długi tydzień.
Podniósł się
nagle z miejsca i chwiejnym krokiem ruszył przez parkiet. Co chwilę potrącały
go jakieś tańczące pary, ale nie zwracał na to uwagi. Jakaś niewidzialna siła
pchała go w przód. Przynajmniej trzy razy powinien zaliczyć upadek, ale nic z
tego. Szedł dalej. Na początku bez celu, on pojawił się dopiero z czasem.
Dostrzegł ją
siedzącą przy barze niemal identycznym jak ten, od którego właśnie odszedł.
Zamroczenie, z którym próbował wcześniej walczyć, teraz samo ustąpiło miejsca
czystej chęci zemsty.
-Nie jestem
stary!- szarpnął ją za ramie tak mocno, że aż przekręciła się na stołku.
Syknęła z
bólu, mierząc go wrogim, przepitym spojrzeniem. Oboje byli w kiepskim stanie, ale
też oboje byli tak samo zawzięci.
Leto
wyszczerzył zęby w zadowoleniu, ale ten uśmiech zniknął w ułamku sekundy.
Wielkie, niebieskie oczy patrzyły na niego z żalem. Chwilę temu był z siebie
dumny, teraz coś było nie tak. Już nie był na nią zły. Przynajmniej nie przez
te 20 sekund, które minęły od momenty, kiedy wpił się w jej usta, a dostał od
niej w twarz.
21.04.2010, Nowy Jork
Mimo, że wtedy
był kompletnie zalany, doskonale pamiętał to zdarzenie. Właściwie to pamiętał
każdy policzek, który od niej dostał. Co więcej, żadnego z nich nie żałował z
dwóch prostych powodów. Po pierwsze: podobał mu się smak jej ust. Po drugie:
uwielbiam jej gniewne spojrzenie, którym go zabijała, kiedy jeszcze lekko
skołowany, patrzył na nią z uśmiechem, masując się po piekącym policzku.
Doprowadzanie ją do szału było jego ulubionym zajęciem. Na palcach jeden ręki
mógł policzyć sytuacje, kiedy rozmawiali ze sobą jak ludzie, bez docinek.
-Chyba dawno
nie przeglądałeś się w lusterku – stwierdziła, patrząc z politowaniem na jego włosy
– czyżbyś przegrał jakiś zakład? – spytała niewinnie.
-Przynajmniej
jestem honorowy – zmrużył powieki.
-Cieszę się,
panie Leto – uśmiechnęła się delikatnie, marszcząc nosek.
Na pierwszy
rzut oka, ktoś mógłby stwierdzić, że wyglądała słodko i niewinnie. On jednak
widział te wredne chochliki czające się w jej oczach.
-Mam nadzieję,
że następnym razem zastanowisz się dwa razy, zanim wejdziesz mi w dorgę –
posłała mu wredny uśmieszek i wyminęła,
kiedy ten bez słowa jej się przyglądał.
-Jeszcze
zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni – szepnął pod nosem.
Uśmiechał się
do siebie patrząc w ślad, gdzie zniknęła Polka, a mająca już dość tego
wszystkiego Lily, zrezygnowana ruszyła za siostrą.
__________________________________________________
Obiecałam, przerobię swojego starego bloga, bo wiele z Was, chciało wiedzieć, jak się skończyłam historia Amy i Jareda. Zanim zaczęłam pisać, byłam przekonana, że nie będzie to trudne. Teraz przyznaję: jest to bardzo trudne. Pisząc swojego pierwszego bloga moim największym zmartwieniem był egzamin gimnazjalny... Teraz jest sesja. Wszyscy się zmieniliśmy. Nie potrafię napisać tej historii z takimi samymi wątkami, jak wtedy. One były zabawne, ale dość dziwaczne. Niektóre może wykorzystam, niektóre raczej pójdą w zapomnienie. Jednak obiecuję Wam, że skończy się tak, jak to było zaplanowane w pierwszej wersji ;)
Ulepszyłam trochę pierwowzory postaci. Te mają cięższe charakterki xD mimo to, mam wrażenie, że trochę cofnęłam się w czasie, a to chyba dobry znak :)
Mam nadzieję, że się spodoba :) Kto nie czytał pierwszej wersji, niech się nie martwi, ominęła go tylko masa dialogów, bez większego ładu i składu :D
Pozdrawiam i w miarę możliwości prosiłabym o zostawienie jakiegoś śladu, bo nie wiem, czy kontynuowanie tego ma sens ;) xox
Pozdrawiam i w miarę możliwości prosiłabym o zostawienie jakiegoś śladu, bo nie wiem, czy kontynuowanie tego ma sens ;) xox
Ma sens! (:
OdpowiedzUsuńDziękuję! <3
UsuńCzytałam poprzednią wersję i to w sumie całkiem niedawno i widzę spore zmiany :)
OdpowiedzUsuńMam jednak nadzieję, że pewne akcje pozostaną bo były naprawdę świetne.
Już po pierwszym rozdziale widać, że bohaterka się zmieniła. Wcześniej wydawała mi się bardziej otwarta, ale też ciężko cokolwiek powiedzieć po jednym rozdziale. Tak więc czekam niecierpliwie na kolejne. I mam wielką nadzieję, że również na drugim blogu będą się pojawiać bo uwielbiam Arrow.
Miłego pisania życzę :)
Pozdrawiam
Na startym blogu nie było zbyt głębokich wątków. Tutaj chcę wprowadzić to, jak z czasem Amy będzie zmieniała nastawienie do życia. Myślę że z chęcią powrócę do niektórych akcji :D w głowie mam to juz tak ułożone, że wszystko pasuje mi do końcówki opowiadania, którą obiecałam, że napiszę taką samą, jaką planowałam na starym blogu :D tak właściwie to Amy już na tamtym blogu miała byc taka jak teraz tylko że wtedy nie umiałam zbyt dobrze prowadzic postaci. Nie byłam konsekwentna i charakter Amy się trochę rozmył:c zobaczymy jak wyjdzie teraz :D
UsuńW ogóle, to z chęcią chciałabym wiedzieć, które akcje chcielibyście jeszcze raz :D pozdrawiam xoxox
Hej, podoba mi się ten rozdział, ale chciałabym jeszcze przeczytać poprzednią wersje. Gdzie mogę ją znaleźć? Kontynuuj, proszę :D
OdpowiedzUsuńZ poważaniem,
J.B
W linkach na blogu o Arrow. "Staroc" xD wytrwałości bo to było naprawdę dawno i ten styl <<<<<<
UsuńPozdrawiam
Dodałam ci komentarz na "Starociu". Rozdział 8 :D
UsuńZ poważaniem,
J.B
Hej, nie czytałam starego - ale to tu - jest na co czekać ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
K.B.
stare opowiadanie z onetu? jeju, pamiętam tamte czasy, to było takie... ekscytujące i nowe. niby niedawno, ale dla mnie to jak kawał czasu. wszystkie się zmieniłyśmy. :) widzę, że nie tylko ja chciała dokończyć swoje stare opowiadanie. nie wiem czy mnie kojarzysz - Aww. ale ja kiedyś czytałam coś Twojego.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, xo
Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńKiedy next?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, sesja ;__; myślę, że niedługo coś się pojawi. Chciałabym żeby tak sie stało do końca przyszłego tygodnia :)
OdpowiedzUsuńHalo?
OdpowiedzUsuńCześć. Założyłam bloga na innym koncie. Zapraszam:
OdpowiedzUsuńhttp://brigthlights.blogspot.com/